Forum zapomnianego świata
ostatnio wzięło mnie na stare polskie kino.... poza genialnym "nożem w wodzie" polecam "Kronikę wypadków miłosnych", chyba najbardziej to ze względu na obłędnie piękne zdjęcia. Dość specyficzne są "Panny z wilka" i "Brzezina" - albo się ponudzicie albo zakochacie w tych filmach.... oczywiście wszystko dostępne na youtube. I nachodzi mnie niezmiennie refleksja, że 30-40 lat temu można było zrobić ciekawe, ambitne filmy, bez efektów specjalnych i różnych komputerowych cudów. Chyba kiedyś to było prostsze....
Offline
Dziś obejrzałem "Władców umysłu" - analogicznie do Zmierzchu jest to pierwszy romans SF - poznają się, jest super, potem problemy i rozstanie oraz zejście na koniec - wszystko podlane idiotycznym sosem w stylu Facetów w czerni. Ciężko było nie zejść samemu.
Podsumowując - nie polecam
Byłem też w kinie na nowych "Piratach z Karaibów" - spodziewałem się odgrzewanych kotletów i film w pełni spełnił moje oczekiwania. 3D dorabiane jest na siłę (po zdjęciu okularów nie było żadnej różnicy), a fabuła jest dosłownie na odczepkę. Do tego mniejszy budżet filmu odbił się wyraźnie na efektach specjalnych. Niemniej przyjemnie oglądało mi się Johnny`ego i Penelope
Podsumowując - dla fanów Johnny`ego i Penelopy, ale lepiej poczekać na dobrą wersję w necie, niż wybierać się do kina
Ostatnio edytowany przez Arantasar (05-06-2011 23:53:03)
Offline
Oczywiście Penelope Cruz, która zastąpiła Kirę Nie gra wybitnie, aż tak ładnie też nie wygląda, ale o Kirze można było powiedzieć (co najwyżej) to samo, więc bólu nie ma
Pluma też
Offline
Byłem w środę na Melancholii - film opowiada historię ostatnich dni Ziemi do której zmierza tytułowa planeta-wędrowiec, Melancholia. Nie jest to jednak amerykański film katastroficzny, a dramat opowiadający o dwóch siostrach. Jedna jest nieszczęśliwą, uciekającą przed stabilizacją melancholiczką, którą poznajemy podczas jej ślubu (którego w gruncie rzeczy nie chce), druga jest matką próbującą prowadzić ustabilizowane i przewidywalne życie, które zostaje zrujnowane przez zbliżającą się zagładę.
Film jest dobry, jeśli ktoś nie boi się dramatów, przydługawych scen i dialogów. Mierzy się z pytaniami o sens życia, porządek i chaos, czy niewinność. Dla mnie jest idealnym zobrazowaniem Erosa i Tanatosa, czyli dwóch sił, które zdaniem Freuda władają naszym życiem, prowadząc ze sobą - mówiąc językiem filmu - taniec śmierci
W skrócie - dobra rzecz, trochę ciężka i przygnębiająca
Offline
Dziś obejrzałam sobie film "Cela" (org. "The cell") z 2000 roku, z Jennifer Jełopez w roli głównej Fabuła dość wyświechtana - maniakalny morderca dokonuje szeregu okrutnych morderstw na kobietach, zostaje schwytany przez FBI, jednak zapada w śpiączkę. Wiadomo, że jego niedoszła, porwana dzień wcześniej ofiara jeszcze żyje, ale pozostało jej niewiele czasu. FBI w porozumieniu z lekarzami, postanawiają wykorzystać eksperymentalną metodę wniknięcia w umysł przestępcy, w celu zdobycia informacji, gdzie znajduje się uwięziona dziewczyna. Tego zadania podejmuje się właśnie Jełopez, która gra młodą psycholożkę. Zagłębia się w chorą i wyuzdaną psychikę mordercy, pełną projektowanych fantazji seksualnych i sadystycznych wizji, z początku jako obserwatorka a pewnym momencie sama stając się ich częścią...
Mimo banalnej i przewidywalnej fabuły, film jest na swój sposób ciekawy, pod warunkiem że ogląda się go z odpowiednim nastawieniem, tzn. nie przywiązując szczególnej wagi do akcji (której praktycznie brak), za to koncentrując się na mrocznych, oddziałujących na psychię obrazach, którymi film jest wypełniony od samego początku. Podsumowując, cały ten film to przerost formy nad treścią, ale widać, że jest to w pełni zamierzone a forma jest ciekawa
Oto mała próbka tego, co Jełopez ujrzała w psychopatycznym umyśle (właśnie ten filmik zachęcił mnie do obejrzenia całej "Celi"). W tle przepiękny utwór "Come" After Forever
Offline